Najnowsze wpisy


nie tak wcale kolorowo......
Autor: rodzyneczka_
04 czerwca 2007, 00:59
No i znowu pisze, nie bylo mnie tutaj spory kawałek czasu, prawie rok, zaniedbałam troszkę tą stronkę. A co u mnie... dużo zmian, aż sama siebie czasami nie poznaje... siedzę sobie w Angli, wszyscy myślą że tu tak kolorowy, że to maszynka do zarabiania pieniedzy, a tymczasem... wcale nie jest tak kolorowo jak sie wydaje.... poznałam mase ludzi, z niektórymi tylko utrzymuje kontakty, połowa przyjechała, zobaczyła jak jest, i wróciła skąd przyszła...wszystko kiedyś się kończy, niestety, a ludzie przychodzą i odchodzą, i pozostają tylko wspomnienia wspólnie przeżytch chwil, ehh... tak juz jest na tym świecie... nic nie trwa wiecznie, czasami aż tak dziwnie, siedzisz z ludzmi z różnych zakątków Polski przy jednym stole, w jednym pubie, śmiejesz się, rozmawiasz, żartujesz, a za chwilę juz ich nie ma, i nigdy już ich nie zobaczysz... dziwnie tak... mieszkam w Anglii, zarabiam na siebie, utrzymuję się i niczego mi nie brakuje, jednym słowem wkroczyłam w świat dorosłości, żyję na własny rachunek, i jakoś muszę sobie dać radę... nudzi mnie czasami ta dorosłość, ta monotonność życia, dom, praca, dom, praca.... wstaję o godzinie 10.00 zjem śniadanko, wypije kawke, zrobie obiadek, posprzątam szybciutko i na 14.00 do pracy, kończę o 22.00 zjem coś, wykąpie się i idę spać... czy tak ma wyglądać ta dorosłość? ZATRZYMAJCIE ŚWIAT!!! JA WYSIADAM!!! przyjechałam tutaj w lipcu, z przyjaciółką do jej chłopaka, razem pracowałyśmy, mieszkałyśmy... pewnego dnia poznałam kogoś, zaczeliśmy się spotykać, po pewnym czasie zamieszkaliśmy razem, wyprowadziłam się od przyjaciółki i wynajeliśmy razem domek ze znajomymi... i na tym zakończyła się nasza przyjaźń... jeśli tak można było to nazwać, obraziła się za to że się wyprowadziłam, na odchodnę, wypomniała mi wszytsko, że to dzięki niej się tutaj jestem, że ona tyle mi w życiu pomogła, a ja tak sie zachowałam i pare jeszcze innych szczegłow, których teraz juz nie pamietam... nawet nie wyszła sie pożegnać jak się wyprowadzałam... przykro bardzo... :-( jestem jej wdzięczna za wszytsko co dla mnie zrobiła, mimo to szkoda tych kilku lat znajomości, wszytsko rozpadlo sie przez jedna głupotę... :-( nigdy już nie będzie tak jak kiedyś... Nadal mieszkam tam gdzie się wtedy wyprowadziłam, to juz ponad pół roku... dalej jestem z tym facetem, którego poznałam, czasami zastanawiam się bardzo głęboko czy mój wybór był słuszny, dużo razem przeżyliśmy, byly chwile radość i chwile smutku, tylko akurat te drugie bardziej góruje... czasami mam wszytskiego dosyć, że najchętniej spakowałabym wszystkie manatki i uciekła gdzie pieprz rośnie, na bezludna wyspę, gdzie nie miałabym żadnych problemów, gdzie wszytsko wydawałoby sie takie proste, na jakie wygląda... czasami dosyć mam już tych jego fochów, dosyć znoszenia jego humorów, dosyć... WSZYSTKIEGO, z każdym dniem zastanawiam sie coraz głębiej czy to jest miłość czy raczej już... przywiązanie...?? i nadal szukam odpowiedzi, z każdym kolejnym incydentem, mam ochote odejść, rzucic to wszytsko i zacząc od nowa... zdarzyło sie kiedyś że bardzo się pokłóciliśmy, on był wstawiony, od słowa do słowa i ... stało sie... uderzyl mnie... to był dla mnie KONIEC, odeszło mi wszystko, wszystkie moje wątpliwośi, cała moja miłośc do niego, cały szacunek jakim go darzyłam... przepraszał mnie, mówił że nie wie co mu się stało, dlaczego tak postapił, wstydził sie mi spojrzec w twarz... poznalam kogos innego, zapomnialam... a raczej myslalam ze zapomnialam... wrocilismy do siebie... bardzo mu zalezalo, kwiatki, pyszne obiadki, sniadanka, prezenty... wszystko sie naprawilo, znowu bylo milo... po pewnym czasie jednak wszystko wrocilo do normy, znowu zaczal miec swoje dziwne fochy, za byle glupoty.... jak dzieciak, a nie dorosly facet... a ja z kazdym dniem mam juz tego wszytskiego dosyc i wiem ze wkoncu pusza mi nerwy, i bedzie koniec... tylko czy dam rade??? odezwal sie do mnie ostatnio mój skarb z Warszawy... wróciły wspomnienia... a moze jednak one byly caly czas ze mna w tej anglii? miescily sie w malutkim misiaczku, ktorego od niego dostalam, jest razem ze mna i towarzyszy mi od dnia kiedy trafil w moje rączki... On mówi że już nie mieszka w warszawie, jest zly ze sie nie odzywam, ze nie mam nawet czasu z nim porozmawiac, pytal sie czy jestem z kims, i kiedy wkoncu sie zobaczymy i ze teskni......... tylko dlaczego dopiero teraz!!??? dlaczego po roku czasu, gdy ja probowalam o tym wszystkim zapomniec...........
7 dni !!!!!!!!!!!
Autor: rodzyneczka_
25 czerwca 2006, 11:38
No i moje słoneczko się odezwało, Chłodne troszke ostatnio te wiadomości od niego, ale za to fakt ze pamieta, ze mysli mnie pociesza. gdyby tak nie bylo, nie odzywal by sie wcale... ja w wiadomości, sms-ki do niego wkładam całe moje serduszko, a on tak.... a zresztą, nie wazne już. Nic już nie jest ważne... Za tydzień wyjeżdżam do Angli, jednak się zdecydowałam. Nic i nikt mnie tutaj nie trzyma. Boję się troszkę! Wkońcu to inny kontynent, inna kultura, inna mentalnosc ludzi... ale z drugiej strony, do odważnych świat należy. Jak nie bedę mogła się tam odnaleźć... zawsze przecież moge wrócić. Tylko po co... zostało mi 7 dni na załatwienie wszystkich spraw. musze kupic walizke, WIELKĄ walizkę, oddać książki do biblioteki, załatwić ubezpieczenie, pójść do dziekana, odwiedzic lekarza, napisac CV i je wydrukować, pożegnać sie z ludzmi, zdjąć simloka z telefonu, kupic funty, powiesić fieranki dla babci, bo jej obiecałam i tak dalej, i dalej mogłabym wymieniać. Chciałabym się też spotkać przed wyjazdem z moim słoneczkiem... tylko jak, i gdzie i kiedy? Napisał ze ma urlop od pierwszego lipca, jednak jedzie z rodzicami nad morze, na całe dwa tygodnie... no i w sumie dobrze, caly czas siedzi w tej warszawie, nie ma czasu na poleniuchowanie. a jak pojedzie nad to morze, to chociaz sobie odpocznie od tego wszystkiego, spedzi troszke czasu z rodziną, bo to przecież ona jest w życiu najważniejsza...
motherfucker !!!!!
Autor: rodzyneczka_
18 czerwca 2006, 23:02
zastanawiam się czasami czy bycie w związku tylko, po to, zeby mieć sie do kogo przytulić jest dobrym wyjściem. koleżanka oznajmiła dzisiaj że rozstała sie z rana ze swoim facetem. Cały czas jej tłumaczyłysmy z przyjaciółkami żeby to zrobiła, lub chiociaż zastanowiła się nad tym, bo trwanie w związku bez przyszłości tylko po to, żeby nie byc singlem jest troszke bez sensu. Spytałam ją czy wolałaby być z nim, wiedząc ze on ja ciągle okłamuje, czy być samą, ale nie miec tego problemu. Odpowiedziała, ze wolałaby tą pierwsza opcję.... nie moge zrozumieć jej toku rozumowania. On cały czas ją okłamuje, wstydzi sie jej, uważa że mógłby miec kogoś lepszego, podczas gdy sam tez nie wygląda na królewicza z bajki. Nigdzie razem nie chodzą. O spacerze nie ma nawet mowy, a o wspólnym wyjściu na impreze... heh, tym bardziej. W święta byłyśmy na dyskotece, on przed tą imprezą powiedział do niej, że tam w środku mają się zachowywać jakby się nie znali... CZY TO JEST NORMALNE? ona siedziała przy innym stoliku, on przy innym, nie zamienili nawet słowa... bezsens totalny. On uczy sie w warszawie, ona siedzi w jego rodzinnym mieście. Gdy tamten przyjeżdza-idzie sobie do kolegów, ją odwiedzając na końcu i jeszcze spoźniając sie o jakies 2 godziny. Spotkania oczywiście w domu... Przychodzi, przymila się, szybki seksik, i on juz ucieka. Ona zaślepiona, nie widzi tego jak on ją wykorzystuje. Przykro mi się robi. Ale ona twierdzi ze nie ma siły z nim zerwać, bo nie chce być sama. Potrzebuje się do kogoś przytulić, i sama ta świadomośc, ze jest ktoś z kim jest jej starcza. Gdyby mogła oddałaby mu wszystko, a on bezczelny to wykorzystuje... Wychodząc w sobotni poranek z domu, zobaczyłam go, jak sie chował na balkonie. Chyba myślał, ze go nie zauważyłam. On powiedziął jej że przyjeżdża dopiero w niedziele rano. powiedzialam jej, nie mogłam znieśc tego jego kłamstwa. Nie mogłam patrzeć jak ona z dnia na dzień sie do niego coraz bardziej przywiązuje, a on tak bezczelnie wykorzystuje jej naiwność. Zadzwoniła do niego, spytała sie czy juz jest w domu, on zaprzeczył. Sam poszedl w sobotni wieczór na impreze, a ona biedactwo siedziała i czekała w domu na jego przyjazd z tej pieprzonej Warszawy!!!! I tak się zakonczyło, ale pewnie nie nadługo, bo i tak mu wybaczy, i wszytsko będzie jak dawniej. SZkoda tylko dziewczyny i jej nerwów. :-( Jeszcze do tego wszytskiego ma matke, która ciągle jej dopierdala że ona jest juz stara i powinna juz sobie męża znaleźć. Ta presja pogrąża ja w smutku jeszxcze bardziej. I dlatego trwa w tym całym związku... albo trwała, no zobaczymy jak bedzie teraz. Oby dała już sobie z nim spokój. 3maj się kobietko, my wszytskie 4 babki jestesmy z Tobą!!! Nie daj się jemu!!! Nie powinna sie traktować tak osoby, która się kocha.
:-(
Autor: rodzyneczka_
14 czerwca 2006, 00:38
Jak ja nienawidzę tego miasta, tych ludzi, tych... tutejszych klimatów!!!! Spotkałam sie parę razy z jednym kolesiem a tu juz całe miasto mówi że jesteśmy parą! Tym bardziej zastanawia mnie fakt skąd Ci ludzie biorą takie pomysły, skąd czerpią te wszystkie informacje, z czego wysnuwaja wnioski, na jakiej podstawie, po co i dlaczego? A co ich to Kurwa (za przeproszeniem) obchodzi!!! ehh.... fakt, spotkałam się z nim parę razy, ale na tych paru razach sie chyba zakonczy... To jeszcze nie ten...!!! :-) Ten MóJ książę z bajki, jest gdzieś i na mnie czeka!!!! Tylko ile jeszcze "żabek" musze wycałować żeby go znaleźć? a może w ogóle nie powinnam szukać? Bo to czego szukamy znajduje się zawsze na wyciągnięcie ręki, i tylko wystarczy szeroko otworzyć oczka!? druga sprawa... Przyjaciel mój juz nie jest przyjacielem takim jak kiedyś. Cos się zmieniło od czasu kiedy zauważyłam ze na wszystko patrzy zupełnie inaczej niż ja. Liczył ze ta nasza przyjażń przerodzi się w coś więcej, ale dla mnie jest był i będzie nadał TYLKO przyjacielem. Przykro mi. Przepraszam.... Moja miłóść z Warszawy jest dla mnie osóbką trudną do rozszyfrowania. Raz jest dobrze, a raz źle. To jest milutki jak karmelek, to sie na mnie obraża, i to zupełnie bezpodstawnie. Raz pisze mi co innego, drugim razem cos innego a w rzeczywistości okazuje się jeszcze zupełnie co innego. nie wiem jak mam na to wszytsko patrzec. Ostatnio stwierdził, ze ja zachowuje sie jakby mi na nim zależało, ale oboje jednak dobrze wiemy że tak nie jest. Fajnie, że za mnie zdecydował... :-( jeszcze wczesniej napisal ze ma wrazenie ze mi sie znudzil i ze wiedzial ze to pewnie kiedys nastapi ale nie wiedzial ze tak szybko.... potem, gdy mu powiedzialam ze to nieprawda-przepraszal mnie za to... KOMPLETNIE nie wiem o co biega... : Zastanawiam się czasami do czego on zmierza. Zależy mi na nim cholernie!!! a On tego nie widzi, albo nie chce zauważyć... :-( To dzięki niemu mam w brzuszku motylki! Od jego obecności szybciej bije mi serduszko To wszytsko jest takie niejasne... NIENAWIDZE TAKICH SYTUACJI!!! Z chęcią bym mu wszystko powiedziała, z drugiej jednak strony boję się, jak on na to zareaguje... I dlatego jest tak jak jest. Ale dość mam już tej chorej sytuacji. Nie wiem czy moge napisac mu coś miłego i w jakim stopniu sobie na to pozwolić, czy on odbierze to pozytywnie, czy serduszko mu się usmiechnie, uraduje, czy może odbierze to jako ze sie mu narzucam. Że pisze coś takiego czego on w rzeczywistości nie chciałby przeczytać, o czym nie chciał by wiedzieć. I niby faceci sa prości... heh. Napisałam mu milutkiego sms-ka, że tęsknie za nim i w ogóle. Ciekawa jestem czy odpisze. Jak nie, to PIERDOLE to wszystko i wyjeżdżam z tego pojebanego miasta plotkarzy. Do kraju z lepszymi perspektywami na przyszłość. Gdzieś gdzie zapomne o tym wszystkim, i o NIM !
do przemyslenia
Autor: rodzyneczka_
01 czerwca 2006, 23:19
"Wygrałeś pewien konkurs, a nagroda jest nastepująca: co rano bank otwiera Ci konto kresytowe na sumę 86 400 euro. Istnieja dwa "haczyki" wszystko czego nie wydasz w ciągu dnia, przepadnie z nastaniem wieczora, nie wolno przelewać tych pieniędzy an inny rachunek, możesz je tylko wydać, ale bank nastepnego dnia otwiera ci nowe konto an taką sama sume pieniędzy, które musisz wydać. Drugi haczyk: bank może w każdej chwili to zakończyć, bez żadnego uprzedzdenia, że kończy to, zamyka konto i nastepnego juz nie będzie. Co byś zrobił? Każdy z nas ma taki magiczny bank, a konto w tym banku to CZAS. To ró obfitości sekund, które mijają w ciągu dnia. Każdego ranka otrzymujemy kredyt w wysokości 86 400 sekund życia na dany dzień. Kiedy wieczorem kładziemy się sapć, niewykorzystana reszta sekund nie przejdzie nia następny dzień. To czego nie przeżyliśmy w ciągu dnia, jest na zawsze stracone, pochłoniete przez wczoraj.Każdego następnego dnia rozpoczyna się ta sama magia, znowu otrzymujemy taką samą liczbę sekund zycia. Bank może zamknąć nam konto w najbardziej nieoczekiwanym momencie, bez żadnego ostrzeżenia-w każdej chwili moze zatrzymać się nasze zycie. Co więc robimy z tymi 86 400 sekundami, które codziennie dostajemy w prezencie? Czy te sekundy nie są ważniejsze od pieniędzy?" *** *** *** *** Czym jest ROK? zapytaj studenta, który oblał egzaminy końcowe... Czym jest MIESIĄC? zapytaj matkę, której dziecko przyszło na świat za wcześnie... Czym jest GODZINA? zapytaj zakochanych czekających na to, żeby się zobaczyć... Czym jest MINUTA? zapytaj biznesmena, który przegapił samolot... Czym jest SEKUNDA? zapytaj kogoś, kto przeżył wypadek samochodowy... Czym jest SETNA SEKUNDY? zapytaj sportowca, który na olimpiadzie zdobył srebrny medal... Czas na nikogo nie czeka. Łap każdą chwilę, każdy moment, który jeszcze Ci pozozstał